Gry
Wszystkie emotikony
Slang
Cytaty
Nowy
Strona główna
»
woda
»
Strona 4
Związane z: woda
„Potem do bram wnosili stróżeZwłoki bojowców i sołdatów.Zostały po nich krwi kałuże:Lepka purpura łódzkich kwiatów.Najpierw je wodą polewano,Potem je piaskiem przysypano,Nazajutrz zaś pędziły po nich,Wprzężone w pary świetnych koni,Powozy panów fabrykantów,Panów prezesów i bogaczy,Zadowolonych posiadaczyPałaców, banków i brylantów“
„Twardą skałę drąży miękka woda. Samą Penelopę zdobędziesz, wytrwaj tylko.“
„Ogień ogniem podsycasz, wodę do morza lejesz.“
„Miłość nie leci z kranu jak woda, nie możesz jej odkręcać i zakręcać, kiedy tylko zechcesz.“
„Cicha woda zawsze płynie głęboko.“
„Pisanie to czary, woda życia, jak każdy akt twórczy. Woda nic nie kosztuje. Pijcie zatem. Pijcie i nasyćcie pragnienie.“
„Wóda nie uderza w ludzi słabych, ale mocnych. Bo tych słabych od razu by wykończyła. A ona lubi powoli, krok po kroku zabierać ci każdą osobę, każdą rzecz, każde uczucie, każdą cząstkę życia…“
„Cztery korzenie wszystkich rzeczy: ogień, powietrze, woda i ziemia.“
„W rękach dobrego lekarza i woda staje się lekarstwem.“
„Nie wszędzie, gdzie jest woda, muszą być żaby; ale gdzie słychać żaby, tam jest woda.“
„Teraz, gdy już nauczyliśmy się latać w powietrzu jak ptaki, pływać pod wodą jak ryby, brakuje nam tylko jednego: nauczyć się żyć na ziemi jak ludzie.“
„(…) to jest tak, jak z samobójcą, który widząc, że woda jest zbyt zimna, płynie do brzegu.“
„„w Kalifornii nie trzeba mieć domu, bo nigdy nie jest zimno” mówi Slim i śmieje się radośnie. „Rany w życiu nie widziałaś takich ślicznych słonecznych dni, że przez większość roku nawet nie potrzeba płaszcza ani węgla do ogrzewania domu ani zimowych butów ani nic. I nigdy nie umiera się z gorąca w lecie tam na północy we frisco i Oakland i okolicach. Mówię ci, to jest miejsce do życia. I nie da się już pojechać dalej w Ameryce, zostaje tylko woda i Rosja”.„A co jest złego w Nowym Jorku?” warczy matka Sheili.„Och, nic!” Slim pokazuje na okno, „Ocean Atlantycki przynosi diabelne wiatry w zimie i jakiś szatański syn przenosi te wiatry na ulice, tak że człowiek może zamarznąć na progu. Bóg zawiesił słonce nad wyspą Manhattan, ale diabeł nie wpuści go w twoje okno, chyba że kupisz sobie mieszkanie w domu wysokim na mile, ale wtedy nawet nie można wyjść odetchnąć powietrzem, bo można spaść tę milę na dół, o ile w ogóle cię stać na takie mieszkanie. Można pracować, ale wtedy w ogóle nie ma się czasu, bo osiem godzin pracy to dwanaście bo trzeba doliczyć te wszystkie metra, autobusy, windy, tunele, promy, schody i znowu windy i jeszcze czekanie, bo to wielkie i beznadziejne miasto. Ale nie, w Nowym Jorku nie ma nic złego.“
„Azotany i fosforany to nie ziemia, tak jak nie jest ziemią najdłuższe nawet włókno bawełny. A węgiel, sól, woda czy wapno to nie człowiek. Człowiek jest tym wszystkim, ale i czymś ponad to, a ziemia jest czymś więcej niż jej chemiczne składniki.“
„Czy nigdy nie będę szczęśliwy? Co mam zrobić, żeby być? – Chciał sobie przypomnieć, czy kiedyś już w życiu odczuwał prawdziwą radość. Stanęły mu przed oczami zapomniane fragmenty przeszłości: bardzo wczesny chłodny poranek, słońce wstaje zza gór, po błotnistej drodze skaczą małe szare ptaszki. Nie miał wtedy żadnego specjalnego powodu do radości, ale ją czuł.Albo to: wieczór, koń o lśniącej sierści ociera swą piękną szyję o płot, słychać nawoływanie przepiórek, gdzieś, skądś kapie woda. Aż zaczął szybciej oddychać w podnieceniu, kiedy sobie to przypomniał.I jeszcze: jedzie starym wozem drabiniastym ze swoją kuzynką. Była starsza od niego, nie pamięta, jak wyglądała. Koń spłoszył się i szarpnął, ona upadła na niego i podnosząc się oparła rękę na jego nodze. Ogarnęła go rozkosz, czuł ją w brzuchu, uderzyła mu do głowy, aż do mózgu, aż do bólu.I to: jest o północy w wielkiej ciemnej katedrze, ostry barbarzyński zapach żywicy kręci mu w nosie. Trzyma w ręku małą świeczkę przewiązaną białą jedwabną kokardą. Senny szmer odprawianej przed wielkim ołtarzem mszy nadpływa z oddali i usypia go słodko.Mięśnie Juana rozluźniły się. Zasypiał na słomie w opuszczonej stodole. Nieśmiałe myszy wyczuły, że śpi, wyszły spod słomy, zaczęły się bawić i krzątać, i deszcz poszeptywał cicho na dachu“
„Mężczyźni zatrzymali się u płotów patrząc na zniszczoną kukurydzę, schnącą w ich oczach, i na nieliczne plamy zieleni przebłyskujące tu i ówdzie spod powłoki kurzu. Patrzyli w milczeniu, nie ruszając się prawie z miejsca. Wyszły z domów i kobiety, by stanąć u boku swych mężczyzn i wyczuć, czy się tym razem nie załamią. Badały ukradkiem wyraz ich twarzy, mniejsza bowiem o zboże, byle pozostało coś innego, o wiele ważniejszego. Nie opodal stały dzieci rysując w kurzu palcami bosych stóp i również starając się przeniknąć dziecinną intuicją, czy ich rodzice załamią się, czy nie. Od czasu do czasu przyglądały się ukradkiem twarzom mężczyzn i kobiet i znowu rysowały palcami stóp równe linie w kurzu. Konie podeszły do koryt z wodą i zanurzyły w niej pyski, odgarniając szary nalot, który osiadł na powierzchni. Po chwili z twarzy zapatrzonych przed siebie mężczyzn znikł wyraz tępego osłupienia ustępując miejsca twardej, upartej zaciekłości. Teraz kobiety wiedziały, że są bezpieczne i że mężczyźni już się nie załamią. I wtedy spytały: „Cóż poczniemy?” Odpowiedź każdego z mężczyzn brzmiała „Nie wiem.” Mimo to wszystko było już dobrze.“
„Oczywiście nie chcą pływać! Urodzili się przecież dla ziemi, nie dla wody. I oczywiście nie chcą myśleć, gdyż stworzeni zostali do życia, a nie do myślenia! Tak, a kto myśli i kto z myślenia czyni sprawę najważniejszą, ten wprawdzie może w tej dziedzinie zajść daleko, ale taki człowiek zamienił ziemię na wodę i musi kiedyś utonąć.“
„Byłże to ten sam czango? Byłże to on? Wszyscy oni byli podobni… że aż każdy był do zastąpienia innym, prawie identycznym… więc byłem skłonny przypuszczać, że to inny, brat, kolega, towarzysz… ale czyż nie było to obojętne? Szedł wolno w stronę rzeki, Rio Dulce. Poszedłem za nim. Poszedłem za nim dlatego, że było absurdalne i nie do pomyślenia iżbym ja, Gombrowicz, szedł za jakimś czango dlatego jedynie, że był podobny do czango, który nalewał mi wodę. Ale znów doskonała nieważność jego wybuchnęła, jak grom, na marginesie wszystkiego co uchodzi za ważne. I poszedłem za nim jakby to było moim najświętszym obowiązkiem!“
„Woda pita z umiarem nie może zaszkodzić.“
„Generał Felicjan Sławoj Składkowski, premier i wielokrotny minister w międzywojennej Polsce, był z wykształcenia lekarzem, a więc jego starania o podniesienie poziomu higieny w kraju było czymś naturalnym. Będąc ministrem spraw wewnętrznych wydał on m. in. rozporządzenie polecające stawianie gustownych wychodków na wsiach, aby przerwać tradycję chodzenia „za stodołę”. (…) Niewdzięczny lud szybko obdarzył te publiczne przybytki mikcji i defekacji mianem „sławojek”, co splendoru imieniu generała raczej nie dodawało, a później, w okresie PRL-u, było stałym elementem w propagandzie ośmieszającej przedwojenne władze. (…) Oto kilkadziesiąt lat wcześniej, prezydent Krakowa Juliusz Franciszek Leo, ekonomista i prawnik, profesor UJ, twórca Wielkiego Krakowa, zainicjował w swoim mieście budowę szaletów publicznych, aby strzec niewinne pacholęta, dziewice, matrony i szlachetnych obywateli przed gorszącym widokiem osobników nieprzystojnie „puszczających wodę” po kątach. (…) Oczywiście dowcipna krakowska ulica nadała tym stylowym małym budyneczkom nazwę „leówek” (…).“
Poprzedni
1
…
3
4
5
6
Następny