„To prawda, że film odbiega od fabuły. Tak to zwykle bywa, gdy twórcy filmu nie zapoznają się z fabułą. Oczywiście hoolywodzka maniera kręcenia filmów obowiązuje i stała się już nawet kanonem. Dobrze jest jednak – oczywiście nie twierdzę, że to warunek sine qua non – ale dobrze jest, gdy biorąc się za ekranizację dzieła literackiego, owo dzieło się przeczyta. Za twórcami filmu stoi jednak ogromny argument: „po co nam czytać, skoro mamy komiks?”. Jak państwo zapewne wiedzą, czytanie tych małych cholernych literek na białym tle jest niesłychanie trudne, wymaga skupienia. A jak się ma komiks, to ten problem odpada – zdjęcia i litery są duże, obrazki mówią same za siebie. Trudno się więc dziwić, że chłopcy mając do wyboru mozolne czytanie książki a szybkie obejrzenie komiksu, zdecydowanie wybierają komiks i kręcą film na jego podstawie. Czy państwa nigdy nie zastanawiało np. dlaczego w roli Jaskra obsadzono Zamachowskiego? Otóż w komiksie autor zadrwił sobie z jednego z polskich pisarzy fantastyki, wrocławianina zresztą – Jacka Inglota – i skarykaturował go w tym komiksie jako Jaskra. Traf chciał, że uroda Inglota jest nieco zbieżna z urodą Zamachowskiego. Czy państwo znają adaptację dzieła literackiego lepszą od książki? Ja znam tylko jedną – „Lśnienie”. Przez wiele lat i nawet do dzisiaj Roger Zelazny był dla mnie autorem, za którego dałbym się posiekać. No i co, obejrzałem film nakręcony na podstawie jego jednej z późniejszych noweli i powiem wam, że przy tym, to filmowy „Wiedźmin” powinien dostać siedem Oskarów. To mniej więcej sytuacja podobna do takiej, w której wygrywam konkurs piękności, gdy staję do niego ja i pies sołtysa, w dodatku baaardzo brzydki.“
„Na górze jest już Adam Małysz. Oczekiwanie wielkie. Królu Holmenkollen! Przypomnij sobie najlepsze loty! Te fantastyczne pięć zwycięstw. Cztery zwycięstwa na Mistrzostwach Świata! Adam Małysz! Po medal! Po radość dla Polaków dzisiaj wszystkich! Daleko, jest pięknie, jest medal! […] Już nie będzie Adama Małysza na następnych Mistrzostwach Świata. Pożegnanie Adama Małysza z Mistrzostwami Świata… Sześć medali: cztery złote, jeden srebrny, jeden brązowy, tu zdobyty jeszcze. Kilkanaście lat startów. Fenomen sportowy. Powtarzalność sukcesów przez lata, przez dekadę, a przecież pierwsze zwycięstwo w Holmenkollen odniósł tu, na tej skoczni jako osiemnastolatek i było to przecież piętnaście lat temu. Coś niewiarygodnego! Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli, żeby właśnie oglądać tę rywalizację. Fenomen socjologiczny! Ileż rzeczy można było mu przypisać podczas tej kariery? Że można w życiu wygrać ewidentnie bez układów. Że jest człowiekiem rzetelnym, solidnym, posłańcem wielkich wiadomości, wielkiej nadziei. Zaczynał jako idol kryzysowy, który miał nas prowadzić jako ambasador wspaniałego skoku cywilizacyjnego do Europy. Fenomen społeczny. Przecież my, dzięki tym transmisjom, żyliśmy życiem zastępczym. Był powodem ogromnej zbiorowej radości. Dał nam wiele. Bardzo wiele… Mam nadzieję, że z tych młodych chłopaków, którzy dzisiaj mają aspiracje, którzy oglądali Adama na całym świecie, jak Mistrz Świata Gregor Schlierenzauer, który powiedział, że Adam go natchnął. Że uwierzą, że nie zmarnujemy tego fenomenu, jaki się stworzył przy oglądaniu skoków. Tego fenomenu popularności – 14,5 miliona, rekordowa telewizyjna widownia, kiedy zdobywał srebrny medal w Salt Lake City. Trzynaście przeszło milionów – Puchar Świata w Zakopanem. To Jego ostatnie zwycięstwo i ta wielka radość nas, ludzi, którzy go oglądaliśmy. Państwo przed ekranami krzycząc, skacząc… Ja także krzycząc, skacząc… Po prostu… Było pięknie i coś się niewątpliwie zamknęło, ale miejmy nadzieję, że w sporcie będzie jakaś próba kontynuacji. Małyszomanii już nie będzie nigdy. Natomiast ważne, żeby były sukcesy sportowe i żeby coś po Adamie trwałego, bardzo trwałego, zostało. Dziękujemy Ci bardzo, Adam! Dziękuję Państwu. Do usłyszenia.“