Gry
Wszystkie emotikony
Slang
Cytaty
Nowy
Strona główna
»
Grać
»
Strona 4
Związane z: Grać
„Panowałem nad widownią tak, jakbym grał na organach.“
„Bez charakteru nie będziesz umiał grać na tym instrumencie.“
„Wszystkie filmy, w których grałem łączy wspólny wątek – dotyczącą osób, które tak zwani normalni ludzie nazywają dziwakami.“
„Jeśli grasz w piłkę, to problem masz w nogach.“
„2Pac przeklinał kiedyś podczas wykładu w Malcolm X Grass Roots Movement w Nowym Jorku, na początku lat 90. Tuż obok niego siedziała jakaś kobieta. W pewnym momencie nachyliła się do niego i powiedziała:– Czy mógłby pan zmienić swój język? Pan nas obraża.2Pac spojrzał na nią i odparł:– Przykro mi, jeśli mój język panią obraża, ale nie może on obrazić pani bardziej niż świat, jaki pozostawiło mi po sobie pani pokolenie.“
„Nikt nie zapytał o życie. Musimy grać tymi pieprzonymi kartami, które nam dadzą. Musimy przyjąć te karty i cisnąć nimi, nie oczekując pomocy. Mógłbym również zostać w domu, usiąść na dupie, olać i narzekać, albo przyjąć sytuację, w której zostałem położony i wziąć się w garść…“
„Nie znam roli, którą gram,wiem tylko, że jest moja, niewymienna.“
„Bóg pragnie, abyśmy uczciwie rozgrywali naszą grę. To wszystko, czego Bóg od nas wymaga: aby ludzie grali uczciwie.“
„Niejedna trąba chciałaby grać pierwsze skrzypce.“
„Hazardziści grają w taki sam sposób jak kochankowie się kochają a opoje piją: na umór, powodowani koniecznością, pod wpływem nieodpartej żądzy.“
„A jak poszedł król na wojnę,Grały jemu surmy zbrojne,Grały jemu surmy złoteNa zwycięstwo, na ochotę…A jak poszedł Stach na boje,Zaszumiały jasne zdroje,Zaszumiało kłosów poleNa tęsknotę, na niedolę……Szumią orły chorągwiane,Skrzypi kędyś krzyż wioskowy…Stach śmiertelną dostał ranę,Król na zamek wraca zdrowy…A jak wjeżdżał w jasne wrota,Wyszła przeciw zorza złotaI zagrały wszystkie dzwonyNa słoneczne świata strony.A jak chłopu dół kopali,Zaszumiały drzewa w dali.Dzwoniły mu przez dąbrowęTe dzwoneczki, te liliowe…“
„Dla świń nie gram!“
„W Garrick zaczęliśmy grać podczas świąt Wielkiejnocy 1967 roku. Na początku ludzie stali na śniegu w kolejce, żeby dostać się do środka. Kiedy jednak zaczęła się szkoła, frekwencja spadła. Jednego wieczoru przyszło tylko trzech widzów. Powiedzieliśmy im, że w tej wyjątkowej sytuacji dostarczymy im wyjątkowej rozrywki.Na tyłach klubu był korytarz, który prowadził do kuchni Cafe-a-Go-Go. Poszliśmy tam i wykombinowaliśmy gorący jabłecznik i trochę przekąsek. Przełożyliśmy sobie przez ręce serwety, jak kelnerzy, i wróciliśmy na salę. Obsłużyliśmy naszych klientów i gadaliśmy z nimi potem przez półtorej godziny.Innym razem przyszło tylko dziesięć czy piętnaście osób. Spytałem ich, czy nie chcieliby być dziś zespołem. Powiedzieli, że to dobry pomysł, więc daliśmy im nasze instrumenty i usiedliśmy sobie na sali, a oni nam zagrali.“
„O moich solówkach mogę powiedzieć tylko to, że zawsze wymyślałem je na poczekaniu. Myślę, że mam talent do melodyjnych improwizacji. Dzisiejsi 'wielcy’ gitarzyści grają solówki, które mogą być nuta po nucie przećwiczone na próbach i są potem wiernie odtwarzane w czasie koncertu. Nawet jeśli brzmi to jak wersja studyjna, to nikogo to już nie razi. Ja uważam, że jest to nudne. Jeśli jednak gra jest bardzo szybka, to każdy myśli, że tak jest dobrze. I uważam, że to również jest nudne.“
„Innym stałym bywalcem naszych koncertów był facet, którego z powodu jego śmiechu zwaliśmy „Lusio Indyk”. Naprawdę nazywał się Louis Cuneo. Wystąpił na Lumpy Gravy jako jeden z ludzi, którzy siedząc w pianinie rozmawiają o rzeczach niepojętychZawsze wiedzieliśmy, czy Lusio jest na sali, czy nie. Słychać go było już z daleka. Zapraszałem go na scenę, dawałem mu mikrofon i stołek, żeby sobie usiadł. Przestawaliśmy grać. Przez pięć minut Lusio siedział i śmiał się – z niczego – a cała publiczność śmiała się razem z nim. Potem mu dziękowaliśmy, a on wychodził.“
„Gdzieś w 1967 roku byłem pewnego dnia w sklepie Manny’s Musical Instruments. Strasznie wtedy padało. Nagle do środka wszedł mały, nieco zmokły facecik, który przedstawił mi się jako Paul Simon. Powiedział, że chciałby, abym przyszedł dziś do niego na kolację, i dał mi swój adres. Powiedziałem, że przyjdę.Kiedy wszedłem do mieszkania do Paula, on akurat tkwił na czworakach przed takim samym zestawem Magnavoxa, jaki miał Pląsacz z Sun Village. Miał ucho przyklejone do głośnika i słuchał płyty Django Reinhardta.Po chwili Paul oznajmił mi ni stąd, ni zowąd, że jest wytrącony z równowagi, ponieważ musiał zapłacić w tym roku sześćset tysięcy podatku dochodowego. Pomyślałem sobie, żebym ja tylko mógł zarobić sześćset tysięcy dolarów! A w ogóle ile trzeba zarobić, żeby zapłacić taki podatek? I wtedy wszedł Art Garfunkel. Gadaliśmy razem bez końca.Powiedzieli mi, że już od dawna nie byli na żadnym tournée. Wspominali z rozrzewnieniem stare dobre czasy. Nie wiedziałem, że nazywali się kiedyś Tom & Jerry i że mieli wtedy hit „Hey, Schoolgirl in the Second Row”.Powiedziałem im: „Cóż, doskonale rozumiem waszą tęsknotę za rozkoszami życia w trasie, więc chcę wam coś zaproponować… Jutro wieczorem gramy w Buffalo. Co powiecie na to, żebyście pojechali z nami i otworzyli nasz koncert jako Tom & Jerry? Nikomu nie powiem, że to wy. Weźcie sprzęt, jedźcie z nami i zagrajcie «Hey, Schoolgirl in the Second Row» i inne stare kawałki, tylko nie przeboje Simona & Garfunkela”. Pomysł im się spodobał i powiedzieli, że pojadą.Otworzyli nasz koncert jako duo Tom & Jerry. Potem przyszła kolej na nas. Kiedy bisowaliśmy, powiedziałem do publiczności: „Chciałbym, żeby nasi przyjaciele zagrali jeszcze jeden numer”. Wyszli i zaśpiewali „Sound of Silence”. Wtedy dopiero wszyscy zdali sobie sprawę, że to SIMON & GARFUNKEL. Po koncercie podeszła do mnie jakaś wykształcona pani i powiedziała: „Dlaczego pan to zrobił? Dlaczego żartuje pan sobie z Simona i Garfunkela?”“
„Oto dwie popularne legendy na mój temat.Ponieważ w 1969 roku nagrałem na płycie Hot Rats piosenkę „Son of Mr. Green Genes”, ludzie przez lata wierzyli, że osobnik o tym nazwisku (grany przez Lumpy’ego Brannuma) z telewizyjnego show pt. Capitan Kangaroo, był moim prawdziwym ojcem. Otóz nie był.Druga bajeczka głosi, że podczas koncertu wysrałem się kiedyś na scenie. Istnieje wiele wersji na ten temat, między innymi poniższe:[1] Zjadłem gówno na scenie.[2] Ja i Capitan Beefheart zrobiliśmy sobie na scenie „konkurs-obrzydlistwo” (co to, kurwa, jest konkurs-obrzydlistwo) i obaj zjedliśmy gówno.[3] Ja i Alice Cooper zrobiliśmy sobie konkurs-obrzydlistwo na scenie i on rozdeptywał kurczaczki, a ja wtedy zjadłem gówno.W lutym 1967 lub 1968 roku byłem w Londynie w klubie Speak Easy. Podszedł do mnie członek grupy Flock, nagrywającej wówczas dla Columbii, i powiedział: „Jesteś fantastyczny. Kiedy usłyszałem, że zjadłeś to gówno na scenie, pomyślałem, no ten facet to naprawdę odjazd”. Odpowiedziałem: „Nigdy nie zjadłem gówna na scenie”. Gość wyglądał na załamanego, jakby pękło mu serceZanotujcie to sobie, ludzie: nigdy nie zjadłem gówna na scenie, zaś w ogóle najbliższy zjedzenia gówna byłem w 1973 roku – spożywając posiłek w bufecie Holiday Inn w Fayetteville w Północnej Karolinie.“
„Z graniem na gitarze jest jak z jebaniem – nigdy się tego nie zapomina.“
„Cicho grają w duszy mejDźwięki, nuty, tony.“
„Miasto nie jest wielkie, wszyscy gramy razem.“
Poprzedni
1
…
3
4
5
Następny