Gry
Wszystkie emotikony
Slang
Cytaty
Nowy
Strona główna
»
druga
»
Strona 3
Związane z: druga
„Chorobą zgubną mówię: jest melancholija i zamyślenie się zbytnie o rzeczach duszy. Dwie są bowiem melancholije: jedna jest z mocy, druga ze słabości; pierwsza jest skrzydłami ludzi wysokich, druga kamieniem ludzi topiących się.“
„NATO otworzyło nową epokę – jak niegdyś Hitler, który opuścił Ligę Narodów, a następnie rozpoczął drugą wojnę światową.“
„Miłość – to tęsknota za wiecznym zjednoczeniem z drugą osobą.“
„A jeśli kiedy taki czy jakikolwiek inny człowiek przypadkiem znajdzie swą drugą połowę, wtedy nagle dziwny na nich czar jakiś pada, dziwnie jedno drugiemu zaczyna być miłe, bliskie, kochane, tak że nawet na krótki czas nie chcą się rozdzielać od siebie, i niektórzy życie całe pędzą tak przy sobie, a nie umieliby nawet powiedzieć, czego jedno chce od drugiego. Bo chyba nikt nie przypuści, żeby to tylko rozkosze wspólne sprawiały, że im tak dziwnie dobrze być, za wszystko w świecie, razem. Nie. Ich obojga dusze, widocznie, czegoś innego pragną, czego nie umieją w słowa ubrać, i dusza swe pragnienia przeczuwa tylko i odgaduje. I nie wiedzieliby, co odpowiedzieć mają, gdyby tak nad ich łożem Hefajstos z narzędziami stanął i zapytał: „Czego wy chcecie od siebie, ludzie?” Nie wiedzieliby, czego. Więc gdyby znowu pytał: „Prawda, że chcecie tak się złączyć w jedno, możliwie najściślej, żebyście się ani w dzień, ani w nocy nie rozłączali? Jeżeli tego chcecie, ja was spoję i zlutuję w jedno, tak że dwojgiem będąc, jedną się staniecie istotą (…). Miłość jest na imię temu popędowi i dążeniu do uzupełnienia siebie, do całości.“
„Zawsze zdobądź drugą opinię.“
„Oto dwie popularne legendy na mój temat.Ponieważ w 1969 roku nagrałem na płycie Hot Rats piosenkę „Son of Mr. Green Genes”, ludzie przez lata wierzyli, że osobnik o tym nazwisku (grany przez Lumpy’ego Brannuma) z telewizyjnego show pt. Capitan Kangaroo, był moim prawdziwym ojcem. Otóz nie był.Druga bajeczka głosi, że podczas koncertu wysrałem się kiedyś na scenie. Istnieje wiele wersji na ten temat, między innymi poniższe:[1] Zjadłem gówno na scenie.[2] Ja i Capitan Beefheart zrobiliśmy sobie na scenie „konkurs-obrzydlistwo” (co to, kurwa, jest konkurs-obrzydlistwo) i obaj zjedliśmy gówno.[3] Ja i Alice Cooper zrobiliśmy sobie konkurs-obrzydlistwo na scenie i on rozdeptywał kurczaczki, a ja wtedy zjadłem gówno.W lutym 1967 lub 1968 roku byłem w Londynie w klubie Speak Easy. Podszedł do mnie członek grupy Flock, nagrywającej wówczas dla Columbii, i powiedział: „Jesteś fantastyczny. Kiedy usłyszałem, że zjadłeś to gówno na scenie, pomyślałem, no ten facet to naprawdę odjazd”. Odpowiedziałem: „Nigdy nie zjadłem gówna na scenie”. Gość wyglądał na załamanego, jakby pękło mu serceZanotujcie to sobie, ludzie: nigdy nie zjadłem gówna na scenie, zaś w ogóle najbliższy zjedzenia gówna byłem w 1973 roku – spożywając posiłek w bufecie Holiday Inn w Fayetteville w Północnej Karolinie.“
„Behemot ukroił sobie kawałek ananasa, posolił go, popieprzył, zjadł, a potem tak brawurowo chlapnął drugą setkę spirytusu, że wszyscy zaczęli mu bić brawo.“
„Druga świeżość to nonsens! Świeżość bywa tylko jedna – pierwsza, i tym razem ostatnia.“
„Istniały właściwie tylko dwie osoby na świecie, które szczerze miłował: jedną był zawsze jego największy pochlebca, drugą – on sam.“
„Widzicie, chodzi o to, że wcale nie jesteśmy Homo sapiens. Naszym jądrem jest szaleństwo. Nadrzędnym imperatywem chęć zabijania. Moi drodzy, Darwin był zbyt uprzejmy, by powiedzieć, że rządzimy Ziemią nie dlatego, że jesteśmy najinteligentniejsi czy choćby najsilniejsi, ale dlatego że zawsze byliśmy najbardziej szalonymi i żądnymi krwi skurwielami w naszej dżungli. (…) Nie zamierzam wygłaszać przemówienia oskarżającego całą ludzkość. Gdybym chciał to zrobić, przypomniałbym, że na każdego Michała Anioła przypada markiz de Sade, na każdego Gandhiego – Eihmann, na Martina Luthera Kinga – Osama bin Laden. Poprzestańmy na tym: człowiek stał się dominującym gatunkiem na tej planecie dzięki dwóm podstawowym cechom. Jedną jest inteligencja. Drugą gotowość zabicia każdego, kto stanie mu na drodze. (…) Inteligencja w końcu zatriumfowała nad żądzą mordu i rozsądek wziął górę nad instynktem. To również było kwestią przetrwania. (…) Większość ludzi zepchnęła te najgorsze cechy w głąb podświadomości.“
„Kochająca osoba popełnia prawie zawsze ten błąd, że nie czuje, kiedy druga strona przestaje kochać.“
„Najtrafniejsze porównanie, jakiego można użyć dla miłości, to gorączka: nie więcej mamy władzy nad jedną, co nad drugą, tak co do siły, jak co do czasu trwania.“
„Kiedy jesteśmy znużeni miłością, bardzo jesteśmy zadowoleni, gdy nas druga strona zdradzi i zwolni tym samym z obowiązku wierności.“
„Wszyscy, i kobiety, i mężczyźni, mają dwie twarze. Jedną widać na zewnątrz, drugą mamy w sobie. Są jednak tacy, którzy mają tylko urodę zewnętrzną. Są i tacy, którzy mają piękne tylko wnętrze. Wewnętrzna twarz opiera się działaniu czasu, zewnętrzna nie. Każdy niech wybiera to, co bardziej mu odpowiada.“
„A przecież Sprawiedliwość wciąż umiera, każdego dnia. W tej chwili, gdy do was mówię, daleko i blisko, niemal na progach naszych domów, ktoś ją nieustannie zabija. Za każdym razem, gdy umiera, jest tak, jakby jej nigdy nie było dla tych, którzy w nią wierzyli. Dla tych, którzy oczekiwali tego, czego wszyscy mamy prawo oczekiwać – sprawiedliwości, po prostu sprawiedliwości. Nie tej, która przywdziewa teatralne togi i konfunduje nas kwiecistą, pustą, prawniczą retoryką. Nie tej, która przyzwala, by zawiązano jej oczy, by nie widzieć jak manipuluje się szalami jej wagi. I nie tej także, której miecz zawsze tnie bardziej w jedną stronę niż w drugą.“
„Dogmatyk, wątpiłem o wszystkim oprócz jednego – że jestem wybrańcem wątpienia, odbudowywałem jedną ręką to, co burzyłem drugą, a niepokój uważałem za gwarancję swojego bezpieczeństwa; byłem szczęśliwy.“
„Być zakochanym – nieprzyzwoicie przeceniać różnicę między jedną kobietą a drugą.“
„Krzyknąłem, że nie jestem ani pisarz, ani członek czegokolwiek, ani metafizyk, czy eseista, że jestem ja, wolny, swobodny, żyjący… Ach, tak, odrzekli, jesteś więc egzystencjalistą.Ale nagość moja, transoceaniczna, stamtąd, z pampy, nagość, która była mi potrzebna do miłości mojej z Argentyną (wbrew memu wiekowi!) nie pozwalał mi nie być z nimi obnażającym. Wytworzyła się nieprzyzwoitość. Z jakimż zażenowaniem te tuzy przyjmowały mój wzrok namiętnie naiwny, dobierający się do nich poprzez ubranie… śmiertelna dyskrecja, dyskretna melancholia, zgaszenie taktowne, odpowiadały mojemu żądaniu stamtąd, z peryferii świata, z ojczyzny Indian. Ubrani od stóp do głowy, opatuleni, choć maj przecież, z twarzami wystylizowanymi przez fryzjerów… a każdy miał w kieszonce mały posążek, zupełnie nagi, by mu się przypatrywać okiem znawcy. Panuje skromność i rozwaga. Nikt nie narzuca się nikomu. Każdy robi swoje. Produkują i funkcjonują. Kultura i cywilizacja. Uwięzieni w stroju, ledwie się mogą ruszać, podobni do owadów posmarowanych czymś lepkim. Kiedy zacząłem zdejmować spodnie powstał popłoch, dawaj drała drzwiami i oknami. Pozostałem sam. Nikogo nie było w restauracji, nawet kucharze uciekli… dopierom wtedy się spostrzegł, że co to, na Boga, co robię, co ze mną… i skrzywiony stałem z nogawką jedną na nodze, drugą w ręku.Wtem Kot wchodzi z ulicy i widząc mnie tak stojącego pyta ze zdumieniem: – Co ty, zwariowałeś? Mnie wstyd i chłodno, odpowiadam, że tak trochę zacząłem się obnażać, a wszystko uciekło. Mówi: – Oszalałeś, tobie się w głowie pomieszało, gdzie by tu kto się twojej nagości przestraszył, przecie na całym świecie nie znajdziesz takiego zdzierania szat, jak tutaj… czekaj, na królików trafiłeś, ale ja ci sproszę lwów takich, że choćbyś goły na stole tańczył, ani mrugną! Stanął tedy zakład między nami, zakład szlachecki i polski (bo ja z Kotem nie po argentyńsku a po polsku się czułem, bo tę babkę wspólną mieliśmy), i nie dzisiejszy, chyba tak z końca zeszłego stulecia. No, dobra! Sprosił kogo trzeba, intelekty najbrutalniej obnażające, ja nic, aż kiedy już do wetów przyszło, zaczynam portki zdejmować. Zwiali, grzecznie przeprosiwszy, że niby czas na nich! Więc Leonor Fini i Kot do mnie mówią: – Jakże to, nie może być żeby oni się przestraszyli, przecie intelekty wyspecjalizowane w tym mają! Mnie ciężko bardzo i źle na duszy, smutek mnie zżera, mało brakowało a byłbym się gorzko rozpłakał, ale mówię: – Cała rzecz w tym, że oni, uważacie, nawet rozbieraniem się ubierają i nagość to u nich tylko jedna para pantalonów więcej. Ale jak ja tak zwyczajni portki spuściłem, to ich zemgliło, a głównie dlatego, żem nie robił tego wedle Prousta, ani a la Jean Jacques Rousseau, ani wedle Montaigne’a czy w sensie egzystencjalnej psychoanalizy, tylko ot tak sobie, byle zdjąć.“
„Jak ich było pięćdziesięciu, wszyscy byli poetami i każdy wypowie wiersz na cześć profesora R. (który dyskretnie i z taktem dawał do zrozumienia, że mniejsza o niego, poezja grunt). Zawezwałem wtedy kelnera aby mi dostarczył dwóch butelek wina, jedną białego, drugą czerwonego, i obie zacząłem doić! Tymczasem poeci recytowali, R. promieniał, anielskość parowała wraz ze wszystkimi cnotami praktykowanymi w takich wypadkach – skromność, dyskrecja, ale i szlachetność, z uczuciem, z sercem, wszystko było jak wyjęte z najsłodszych snów poetyckich starej ciotki: „piękne” i „czyste”. Gdy skończył poeta, ściskano mu dłoń, wołano „brawo!”. Ale kiedy na koniec tłusta pindula, niecierpliwie oczekująca swojej kolei, zerwała się rzucając biustem na prawo i lewo, machając rękami, wytoczyła z siebie nowe pęki rymowanych szlachetności, ja mając we wnętrzu czerwone z białym nie wytrzymałem, parsknąłem w plecy Dipie, który też parsknął, ale, że to nie miał komu wsadzić w plecy twarz, parsknął i ryknął twarzą całemu zgromadzeniu!Zgorszenie. Spojrzenia. Ale oto wstaje czcigodny laureat i kropi: że nie zasłużył sobie, chociaż może i zasłużył, ale raczej nie zasłużył, acz cokolwiek może zasłużył… Wzruszenie. Oklaski. Anioł-prezes-poeta dziękuje i zagrzewa… Atmosfera staje się tak wzniosła i słodka, że Dipi i ja dajemy drała najbliższymi drzwiami, zataczają się, pijani w pestkę, w pędzel, w sztok i w kitę!“
„Tam między gałązkami coś tkwiło — coś sterczało odrębnego i obcego, choć niewyraźnego… i temu przyglądał się też mój kompan.— Wróbel.— Acha.Był to wróbel. Wróbel wisiał na drucie. Powieszony. Z przechylonym łebkiem i rozwartym dzióbkiem. Wisiał na kawałku cienkiego drutu, zahaczonego o gałąź.Szczególne. Powieszony ptak. Powieszony wróbel. Ta ekscentryczność krzyczała tutaj wielkim głosem i wskazywała na rękę ludzką, która wdarła się w gąszcz — ale kto? Kto powiesił, po co, jaki mógł być powód?… myślałem w gmatwaninie, w tym rozrośnięciu obfitującym w milion kombinacji, a trzęsąca jazda koleją, noc hucząca pociągiem, niewyspanie, powietrze, słońce, marsz tutaj z tym Fuksem i Jasia, matka, chryja z listem, moje „zamrażanie” starego, Roman, zresztą i kłopoty Fuksa z szefem w biurze (o których opowiadał), koleiny, grudy, obcasy, nogawki, kamyczki, liście, wszystko w ogóle przypadło naraz do tego wróbla, jak tłum na kolanach, a on zakrólował, ekscentryk… i królował wtym zakątku.— Kto by go mógł powiesić?— Jakiś dzieciak.— Nie. Za wysoko.— Chodźmy.Ale nie ruszał się. Wróbel wisiał. Ziemia była goła, ale miejscami nachodziła ją trawa krótka, rzadka, walało się tu sporo rzeczy, kawałek zgiętej blachy, patyk, drugi patyk,tektura podarta, patyczek, był też żuk, mrówka, druga mrówka, robak nieznany, szczapa i tak dalej i dalej, aż ku zaroślom u korzeni krzaków — on przyglądał się temu, podobnie jak ja.— Chodźmy. Ale jeszcze stał, patrzył, wróbel wisiał, ja stałem, patrzyłem. —Chodźmy. — Chodźmy. Nie ruszaliśmy się jednak, może dlatego, że już za długo tustaliśmy i upłynął moment stosowny do odejścia… a teraz to stawało się już cięższe, bardziej nieporęczne… my z tym wróblem, powieszonym w krzakach… i zamajaczyło mi się coś w rodzaju naruszenia proporcji, czy nietaktu, niestosowności z naszej strony…byłem śpiący.— No, w drogę! — powiedziałem i odeszliśmy… pozostawiając w krzakach wróbla, samego.“
Poprzedni
1
2
3
4
Następny